Metoda ta jest niełatwa do zastosowania w Polsce, gdzie budżety reklamowe firm są okryte ścisłą tajemnicą. W metodzie tej niesłusznie zakłada się, iż firmy są w zbliżonej do siebie sytuacji (co nie jest prawdą) i stosują taką samą strategię promocji (co również nie jest prawdą). Po pierwsze, trzeba sobie uświadomić, że niekoniecznie musimy wydawać tyle, ile konkurent, aby odnosić sukcesy. Po drugie, jeśli mamy przeciętny lub wręcz kiepski produkt, to nie ma sensu tym się chwalić. Należy poprawić wpierw produkt, a potem się reklamować. Wielu specjalistów (John Philip Jones, Alan Wolfe z Ogilvy & Mather, James C. Schroer z firmy konsultingowej Booz, Allen and Hamilton) podkreśla, iż marka, która zdobyła dostatecznie silną pozycję na stabilnym rynku, może sobie pozwolić na wydawanie nieco mniej, niż wynosi jej udział w rynku. Z kolei marki o małych udziałach w rynku muszą wydawać proporcjonalnie więcej, niż wskazywałaby na to ich pozycja na rynku.
TYLE ILE NAJWIĘKSZY KONKURENT
